sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 72

Wzięłam talerz z szafki i postawiłam go na specjalnym stoliczku. Ułożyłam się wygodnie i posmakowałam dania. Nie było aż takie złe jak na szpitalne jedzenie, ale nie byłam głodna. Zjadłam trochę i odstawiłam jedzenie na stolik.
- Ugh dlaczego tutaj jest tak nudno! - powiedziałam na głos. Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Nick błagam cię, przyjeżdżaj szybciej...
- Um, przepraszam panią ale ma pani gości. - usłyszałam czyiś głos. Spojrzałam na drzwi w których stała pielęgniarka. Z tyłu niej stali dwaj funkcjonariusze policji w mundurach. Ominęli pielęgniarkę i stanęli obok łóżka.
- Mogą panowie usiąść. - powiedziała cicho.
- Nie dziękujemy, postoimy. - powiedział jeden twardym głosem. Pielęgniarka pokiwała głową.
- Dobrze, więc zostawiam państwa samych. - powiedziała patrząc na nich a potem na mnie. - W razie czego proszę nas poinformować. - i wyszła. Spojrzałam na policjantów.
- Dzień Dobry. - powiedziałam cicho.
- Dzień Dobry, funkcjonariusz Mark i posterunkowy John. Chcieliśmy z panią porozmawiać na temat napadu na panią. - powiedział jeden.
- Dobrze, więc co panowie chcą wiedzieć? - zapytałam.
- Co się wydarzyło konkretnie. Wszystko od początku, każdy szczegół. - powiedział jak podejrzewam John.

- Och, więc.. siedziałam w domu z moimi przyjaciółmi gdy nagle zadzwoniła Samantha i powiedziała że wszyscy mają wyjść z domu tylko ja mam zostać. I jak powiedziała tak zrobiłam, czekałam na nią a gdy przyszła to zaczęłyśmy się kłócić i jednym razem wyskoczyła z nożem i mnie poraniła. Potem zaczęła mnie bić, pamiętam tylko jak usłyszałam syreny policyjne, wtedy straciłam przytomność. - powiedziałam. Mark wszystko zapisywał.
- A o co się panie pokłóciły? - zapytał John.
- Och, o takie stare rzeczy, jeszcze z czasów szkolnych. - powiedziałam.
- No dobrze, rozpatrywaliśmy pani sprawę, zna pani Simona Cowella? - zapytał Mark. Pokiwałam głową.
- To on nam pokazał te wszystkie groźby co pani dostawała, poprosił nas o pomoc, mieliśmy robić dochodzenie ale panna Moris już sama wpadła nam w ręce, szkoda że w taki sposób. - powiedział John badając mnie wzrokiem.
- A jak się pani czuje? - zapytał Mark.
- Jak na razie dobrze, ale boli mnie noga. - powiedziałam. - Czy to już wszystko?
- Tak, musimy już iść. Życzymy zdrowia, do zobaczenia. - powiedział John.

- Przepraszam, ale co teraz będzie z Samanthą? - zapytałam patrząc jak idą w stronę drzwi.
- Odbędzie się postępowanie w sprawie pani Moris i prawdopodobnie będzie ona miała wyrok, ale nic nie wiadomo. Sąd na pewno spojrzy na nią przychylnie, bo nie była jeszcze chyba karana. Musimy sprawdzić jej papiery, w razie czego będziemy dzwonić do pani.  - powiedział Mark. - Do widzenia. - obaj wyszli. Opadłam na łóżko ciężko wzdychając. Zaczęłam z nudów robić sobie warkocza, gdzie ponownie go rozplątywałam i robiłam od nowa. Ciekawe czy Harry i reszta są tutaj.
Złapałam za małe urządzenie i nacisnęłam guzik. Według mnie to super sprawa takie coś, naciskasz przycisk a pielęgniarki wiedzą gdzie mają iść. To jest super, bardzo mi się podoba. Po może dwóch minutach w drzwiach pojawiła się pielęgniarka.
- Potrzebuje pani czegoś? - zapytała podchodząc.
- Um tak, chciałabym iść do łazienki. - powiedziałam.
- Dobrze, tylko pójdę po wózek. - powiedziała po czym wyszła. Wróciła po chwili pchając wózek. Zatrzymała go przy moim łóżku i pomogła mi na niego usiąść.
- Wszystko dobrze, możemy jechać? - zapytała. Kiwnęłam głową a starsza kobieta zaczęła pchać wózek w kierunku drzwi. Otworzyła je i wyjechała zemną na korytarz. Spojrzałam na bok i zobaczyłam moich przyjaciół. Spojrzałam na Harry'ego w którego oczach było widać smutek. Zignorowałam to i odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku. Pielęgniarka podjechała zemną pod drzwi do toalety, po czym je otworzyła i mnie tam zawiozła.
- Da pani sobie radę czy mam pomóc? - zapytała.

- Nie nie, jest okey, dam radę. - powiedziałam powoli wstając. Jedną ręką trzymałam się ściany a drugą otworzyłam drzwiczki do kabiny. Usiadłam na muszli klozetowej i załatwiłam swoją potrzebę. Znów usiadłam na wózku i podjechałam do umywalki, umyłam ręce i wyjechaliśmy z łazienki. Pielęgniarka zawiozła mnie do mojej sali i pomogła wejść do łóżka a gdy sprawdziła (po raz tysięczny chyba) kroplówkę to wyszła.Niedługo potem zjawił się Nick z moim laptopem i telefonem.
- Wybacz że tak długo, szybciej nie dałem rady bo chłopacy nie chcieli mi dać kluczy.- powiedział.
- Czemu niby? - zapytałam zdziwiona otwierając laptopa.
- Och, no wiesz, jestem obcy więc pewnie się bali że coś zrobię lub was okradnę. - powiedział.
- Oni są chyba powaleni, idioci. - powiedziałam zła. - Jak oni mogą tak o tobie myśleć?!
- Sandra spokojnie, nie denerwuj się. Po prostu też bym na ich miejscu pewnie tak zareagował, oni mnie nie znają. - powiedział. Wpisałam hasło do komputera po czym czekałam aż połączy się z internetem. W międzyczasie odblokowałam telefon i weszłam na twittera. Weszłam na swój profil i zobaczyłam jak pełno ludzi pisze o moim pobycie tutaj. Napisałam tweeta, że jestem w szpitalu ale wszystko jest w porządku i powinnam niedługo wyjść.

Na instagrama dodałam zdjęcie swojej szpitalnej pościeli. Pewnie sobie pomyślicie, że się chwale tym że jestem w szpitalu ale tak nie jest. Po prostu muszę coś od czasu pisać o moim życiu i co się u mnie dzieje. Inaczej gdybym wszystko ukrywała to paparazzi śledzili by mnie na każdym kroku i by wszędzie węszyli a tego nie chcę.
- I jak tam, co się dzieje w świecie? - zapytał Nick.
- Och, nic szczególnego tylko piszą o tym że wylądowałam w szpitalu. - powiedziałam.
- Się nie dziwie, jak wychodziłem ze szpitala stało tam pełno paparazzi. - powiedział. - Pytali się o ciebie i czy coś wiem ale nic nie powiedziałem tylko ich wyminąłem.
- To dobrze zrobiłeś, oni nie muszą wszystkiego wiedzieć. - uśmiechnęłam się do chłopaka i zaczęłam czytać inną wiadomość. Po chwili zniżyłam lekko kursor myszki i kliknęłam w artykuł. A nagłówek brzmiał "Sandra Stone w szpitalu! Czyżby to miało coś wspólnego z napadem?"

Skąd oni wiedzą o napadzie?! Momentalnie zbladłam a Nick złapał mnie za wolną dłoń i patrzał na moją twarz.
- Sandra? Coś się stało? Iść po lekarza? - zapytał. Kiwnęłam przecząco głową i postanowiłam zamknąć laptopa. Odłożyłam go na szafkę i ułożyłam się wygodnie.
- Nick? - zapytałam.
- Tak?
- Dlaczego to robisz? - zapytałam patrząc na niego.
- Co robię?
- Siedzisz zemną. - powiedziałam.
- Ponieważ jesteś moją przyjaciółką i się o ciebie martwię. - powiedział.
- Podczas gdy inni mają mnie gdzieś, ty tutaj jesteś i mi pomagasz. - powiedziałam.
- Jesteś dla mnie jak siostra, pamiętaj. - powiedział i mnie przytulił. Resztę dnia spędziłam na siedzeniu i rozmawianiu z Nickiem. Jednego razu przyszła reszta ale bez Harry'ego. Siedzieliśmy razem i rozmawialiśmy. I tak oto minął mi cały dzień, nim się obejrzałam było po 22. Leżałam i myślałam póki nie zasnęłam..

                                                                  *Dwa dni później*

Reszta mojego pobytu w szpitalu wyglądała tak samo, badania, odwiedziny, siedzenie na laptopie oraz komórce. Gdyby nie lekarz zanudziłabym się tutaj. Mógł nawet przyjść do mnie gdy po prostu poprosiłam go o przyjście bez szczególnego powodu. Siedział zemną i rozmawiał. Był strasznie miły. Dowiedziałam się że ma 50 lat, żonę oraz trójkę dzieci, dwóch synów i córkę. Oraz że niedawno został dziadkiem. Rozmawialiśmy tak dopóki nie przyszła jedna z pielęgniarek i nie zawołała go. Dzisiaj jest dzień mojego wyjścia ze szpitala. Doktor powiedział, że wyniki są dobre i nie ma sensu mnie trzymać. Ciesze się z tego, bo chyba bym tutaj umarła z nudów. Z moim chodzeniem jest odrobinę gorzej, ale jakoś daję radę. Przy każdym kroku czuje ból ale nie jest on taki duży. Dostaję lekarstwa głównie przeciwbólowe.
Właśnie stałam przy moim łóżku i pakowałam wszystkie moje rzeczy do torby. Nie było ich dużo, praktycznie nic. Nick był taki dobry, że gdy czegoś potrzebowałam on od razu to po jechał. Ten chłopak to skarb, we wszystkim mi pomagał.
- Jesteś gotowa? - zapytał brunet stając obok mnie. Przeleciałam wzrokiem po sali i kiwnęłam głową.

- Tak, raczej mam wszystko. Możemy iść. - powiedziałam patrząc na niego z uśmiechem. Nick odwzajemnił gest i złapał moją torbę. Jedną rękę owinął wokół mojej talli i pomógł iść. Skakałam na jednej nodze, tak było mi po prostu łatwiej. Wolałam to niż czuć ból.
Nick otworzył drzwi i razem wyszliśmy. Oczywiście wszyscy tutaj byli. Przeleciałam po każdym wzrokiem uśmiechając się, ale gdy zobaczyłam lodowate spojrzenie Harry'ego, mój uśmiech zszedł.
- Daj, ja wezmę, ty idź z Sandrą. - powiedziała Eleanor.
- Dam radę, poza tym dziewczyna nie powinna takich rzeczy nosić. - powiedział Nick.
- Nawet nie żartuj, nie jestem taka drobna. - powiedziała El i prawie wyrwała mu torbę. Zaśmiałam się i spojrzałam na Nicka.
- To co, idziemy po wypis i do domu? - zapytał.
- Tak. - odparłam z uśmiechem. Minęłam Harry'ego i razem weszliśmy do windy, na szczęście była pusta. Cały czas byłam podtrzymywana przez Nicka. Staliśmy z przodu. Obok mnie stanął Harry. Spojrzałam na niego a ten posłał mi smutne spojrzenie i spuścił głowę. Chwilę później winda zatrzymała się, a ja z pomocą Nicka podążyłam do recepcji. Mój doktor stał i rozmawiał z recepcjonistką. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i podszedł do nas.
- Jaka szkoda że pani już nas opuszcza. - powiedział z uśmiechem.
- Ta, wszyscy tutaj byli tacy mili, że nie chcę opuszczać tego miejsca ale muszę. - powiedziałam.
- Rozumiem panią. Nie będę już przedłużać i proszę, oto pani wypis oraz recepta. Z tyłu ma pani wszystko objaśnione, kiedy brać leki, jakie ilości. Dziękuję i życzę szybkiego powrotu do zdrowia. - powiedział z uśmiechem i zdjął okulary.
- To ja dziękuję panu, za taką wspaniała opiekę, jest pan moim bohaterem. - powiedziałam. Wiem zabrzmiało to dziwnie ale taka prawda, gdyby nie on nie wiadomo czy bym żyła. Dzięki jego i zespołowi współpracy tutaj jestem.
- Jak zawsze powtarzam, to moja praca i nie ma za co dziękować. Do zobaczenia, pani Sandro. - powiedział i spojrzał na moich przyjaciół. - Opiekujcie się nią, jest uparta ale bardzo miła. - powiedział straszy mężczyzna a chłopacy przytaknęli. Lekarz odszedł a my podążyliśmy do wyjścia. Powiedziałam do recepcjonistki do widzenia i zamarłam. Przed szpitalem stało pełno ochroniarzy i mnóstwo paparazzi próbujących wejść do środka.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Witajcie kochani dzisiaj rozdział krótki, ale następny będzie ciekawszy obiecuje ;)) Do zobaczenia, ja spadam na koncert! ;*

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 71

Położyłem ciało Sandry na swoich kolanach i zacząłem płakać. Nie mogę jej stracić, nie mogę.
- Proszę się odsunąć. - usłyszałem czyiś twardy głos. Spojrzałem w bok i zobaczyłem ratownika medycznego obok którego stała jeszcze jedna kobieta i jeden mężczyzna. Odszedłem na bok a ci zaczęli ją "badać".
- Puls wyczuwalny, ale słabo. - powiedział jeden z nich. Zobaczyłem jak kobieta uciska Sandrze ranę na nodze a drugi ratownik wybiegł z pomieszczenia i po chwili wrócił z kołnierzem na szyję. Po co kołnierz skoro ona nie ma nic z kręgosłupem?
- Po co zakładacie jej kołnierz? - zapytałem.
- Musimy usztywnić jej szyję. - wyjaśnił ratownik zapinając go ostrożnie na jej szyi.
- Ale ona nie ma uszkodzonego kręgosłupa, nie spadła z dużej wysokości.
- Wiemy, ale nic nigdy nie wiadomo. - powiedział drugi ratownik. Ratowniczka teraz uciskała Sandrze ranę z tyłu nogi.
- Zabierzemy ją do szpitala, musi ją zbadać lekarz, może nawet być potrzebna operacja. - powiedział ratownik. Kobieta została z Sandrą a ci wyszli na zewnątrz po czym przyszli i położyli Sandrę na noszach. Wyprowadzili ją na zewnątrz i okryli jej ciało folią. Włożyli ją do karetki.
- Gdzie ją zabieracie? - zapytał Niall.
- Do szpitala św. Tomasza. - odpowiedział lekarz i wsiadł do karetki która po chwili odjechała włączając syreny.

Odwróciłem się do przyjaciół oraz Nicka. Nawet zapomniałem że on tu jest. 
- Jedziemy tam. - powiedziałem twardo i wbiegłem do domu. Zgarnąłem kluczyki z szafki i wybiegłem na dwór. Wsiadłem do naszego wspólnego auta (mieszczącego ok. 10 osób) i czekałem na przyjaciół. Gdy już wsiedli, chciałem ruszyć ale Lou mnie zatrzymał.
- Harry może ja poprowadzę? Jesteś roztrzęsiony i nie powinieneś prowadzić samochodu w takim stanie. - zaproponował Louis. Rzeczywiście, ręce trzęsły mi się niemiłosiernie i do tego byłem tak zdenerwowany że mógłbym kogoś zabić gdyby mnie wkurzył.
- Nie dam radę. - powiedziałem ostro.
- Nie wydaje mi się. Za chwilę my będziemy w szpitalu, ale nie własnym autem tylko karetką. - powiedział Louis. Wkurzony otworzyłem drzwi i wysiadłem z pojazdu. Usiadłem z tyłu i trzasnąłem drzwiami.
- Jedz. - rozkazałem wkurzony. Louis ruszył z piskiem opon i wjechał na główną ulicę. Wyprzedzał auta ale gdy stanęliśmy na czerwonym myślałem że wybuchnę.
- Jedz, nie zwracaj uwagi na to światło. - powiedziałem do bruneta.
- Harry chcesz żebym dostał mandat? - zapytał całkowicie spokojny.
- W dupie mam mandat, jedz już! - krzyknąłem a na zawołanie zrobiło się zielone światło. Louis znów ruszył. Do szpitala dotarliśmy w przeciągu 10 minut. Gdy brunet wjechał na plac szpitala i zaparkował, wybiegłem z samochodu jak oparzony i wszedłem do recepcji.
- Dzień Dobry, przywieziono tutaj Sandrę Stone. - powiedziałem trochę zdyszany. Starsza kobieta spojrzała na monitor komputera.
- Tak, zgadza się. - powiedziała.
- Gdzie ona jest? - zapytałem.
- Przepraszam, ale kim pan jest? - zapytała.

- Jej narzeczonym. - powiedziałem a kobieta pokiwała głową i wystukała coś na klawiaturze.
- Panna Stone leży w sali 230 na drugim piętrze. Musi pan jechać windą. Tam musi pan poczekać, właśnie lekarze walczą o jej życie. - powiedziała a ja zbladłem.
- J-jak to walczą o-o życie? - zapytałem jąkając się.
- Pani Sandra straciła dużo krwi. Proszę zapytać lekarza, życze powodzenia. - uśmiechnęła się przyjaźnie. Odszedłem od recepcji i poszedłem w kierunku windy. Poczułem rękę na ramieniu. Kliknąłem na przycisk przywołujący windę i obróciłem się. Zobaczyłem moich przyjaciół.
- Gdzie ona jest? - zapytała Danielle.
- W sali 230, właśnie tam jadę. - powiedziałem a winda rozsunęła się. Akurat nikogo nie było. Wsiedliśmy do windy.
- A nie ma ograniczenia osobowego? - zapytałem.
- Jest, może wejść max dziesięć osób. A nas jest dziewięcioro. - powiedział Zayn. Pokiwałem głową i wybrałem odpowiednie piętro. Po niespełna minucie dotarliśmy na wskazane piętro. Popędziłem szukać sali 230 a gdy ją znalazłem, od razu chwyciłem za klamkę. W tej samej chwili również ktoś ją chwycił, ale po przeciwnej stronie. Puściłem klamkę i zobaczyłem jak drzwi się otwierają i wychodzi z nich lekarz. Ten sam który badał Sandrę gdy się pocięła.
- Och, dzień dobry. - powiedziałem zdziwiony. Lekarz uśmiechnął się lekko.
- Dzień dobry panie Styles. - odpowiedział i uścisnął mi rękę. Zachowywaliśmy się w tej chwili jakbyśmy znali się parę lat a w rzeczywistości tak nie było.
- Co jest z Sandrą, jak ona się czuje? - zapytałem.
- Na razie jej stan jest dość poważny, straciła dużo krwi. W końcu dwie duże rany na nodze robią swoje. - powiedział.

- Ona wyjdzie z tego? - zapytałem pełny obaw.
- Tak, ale nie wykluczamy najgorszego. Sandra niedługo będzie miała operację, musimy zszyć rany. Ale na razie zatamowaliśmy krwawienie i czuje się dobrze. Przed chwilą wybudziła się więc możecie do niej wejść, tylko nie męczcie jej, jest bardzo osłabiona. - powiedział.
- Dziękuję panie doktorze. - powiedziałem. Doktor uśmiechnął się przyjaźnie.
- Nie ma za co dziękować, to moja praca. - powiedział i odszedł. Złapałem za klamkę i wszedłem do pokoju. Sandra leżała na białej pościeli podłączona do różnych aparatur. Spojrzała na mnie swoimi dużymi oczami i uśmiechnęła się. Wszedłem w głąb pomieszczenia a moi przyjaciele zrobili to samo.
- Cześć kochanie, jak się czujesz? - zapytała El.
- Jest dobrze, ale boje się. - powiedziała słabo.
- Czego? Nic ci tutaj nie grozi, zabrali Samanthę na komendę. - powiedziałem. Zobaczyłem jak Nick wyprzedza wszystkich i siada na krzesełku obok łóżka Sandry. Złapał brunetkę za rękę a ja spiąłem się.
- Boję się zabiegu. Będe mieć blizny, mój szef mnie zabije, tak samo jak z rękami. - powiedziała dziewczyna i spojrzała na swoje ręce.
- Przecież nic nie widać. - powiedział Nick. - A właśnie.. przepraszam cię tak bardzo, wiem że to nic nie da ale ja nie wiedziałem nic o tych groźbach, była trochę tajemnicza ale nie podejrzewałem że ona byłaby do czegoś takiego zdolna. Mam nadzieję że będziesz mnie chciała dalej znać. - powiedział Nick.
- Oczywiście że tak Nick. Jesteś moim przyjacielem i nie mam zamiaru cie zostawić tylko z tego powodu że twoja dziewczyna a moja przyjaciółka coś sobie uroiła i chce mnie zabić. - powiedziała Sandra. Nick rozpromieniał od razu i przytulił brunetkę. Ta również go objęła i uśmiechnęła się szczerze.

- Nick ma rację, na rękach nic nie widać a o nogę się nie martw, na pewno są jakieś sposoby żeby zakryć blizny. - powiedziałem.
- Poza tym, kiedy masz operację? - zapytała Pezz.
- Lekarz do mnie przyjdzie, ale raczej dzisiaj. - powiedziała. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy z nią gdy do pomieszczenia wszedł lekarz.
- Dobrze proszę pani, już wszystko jest przygotowane do operacji tylko wystarczy pani zgoda. - powiedział i położył przed Sandrą jakąś kartkę.
- Doktorze a będą po tym blizny? - zapytała z obawą.
- Wie pani, nie gwarantujemy stuprocentowej pewności że ich nie będzie, ale będą blizny, jak już to takie małe więc proszę się nie obawiać, krwawienie z pani nogi było mocne ale sama rana nie była bardzo duża. - wytłumaczył doktor a Sandra podpisała zgodę.
- Dobrze, więc za chwilę przyjadą po panią pielęgniarki i przygotują do zabiegu a państwo proszę o opuszczenie pokoju. - powiedział a my całą dziewiątką wyszliśmy z pomieszczenia. Usiadłem na krzesełku i schowałem twarz w dłoniach.

Do sali Sandry weszły dwie pielęgniarki a po chwili wyszły z niej razem z Sandrą. Leżała na łóżku.Wstałem szybko z krzesełka i podbiegłem do dziewczyny. Ale niestety, ktoś mnie wyprzedził. Tym kimś był Nick. Złapał ją za rękę a mi się zrobiło gorąco. Przywale mu, jeszcze chwile.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - powiedział do niej brunet. Ja szedłem z tyłu.
- Mam nadzieję. - odpowiedziała Sandra a po chwili zniknęła za drzwiami zabiegowymi. Już dalej nie mogliśmy iść. Znów usiadłem na krzesełku, a Nick obok mnie.Reszta przyjaciół stała pod ścianą.
Czekaliśmy długo, ale po około półtorej godziny wyszedł lekarz.
- I co z nią? - zapytałem podchodząc do lekarza.
- Zszyliśmy ranę, blizna nie będzie taka duża jak podejrzewałem, pani Sandra jest teraz w narkozie, ale powinna się niedługo obudzić.
- A kiedy będzie mogła wyjść? - zapytałem. Lekarz przez chwilę się zastanowił i odpowiedział.
- Zostawimy ją tutaj dwa lub trzy dni na obserwacji i badaniach. - powiedział. Pokiwałem głową i poszedłem w kierunku sali Sandry. Na szczęście gabinet zabiegowy jest na tym piętrze.

                                                                  *Oczami Sandry*

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w sali. Od razu przypomniałam sobie zabieg i odkryłam pierzynę. Moich oczom ukazał się wielki opatrunek. Poruszyłam nogą która prawie nie bolała. Właśnie, prawie. A tak na prawdę bolało jak cholera. Syknęłam z bólu i okryłam swoje nogi. Położyłam się wygodnie na łóżku i zamknęłam oczy. Nurtowało mnie jedno pytanie. Dlaczego? Dlaczego akurat ja? Nie rozumiem tego, Samantha mogła mi o tym powiedzieć a nie od razu chcieć mnie zabić! Traktowałam ją jak przyjaciółkę a ona zrobiła coś takiego..
- Potrzebuje pani czegoś? - usłyszałam głos pielęgniarki. Otworzyłam oczy i skierowałam wzrok na jej osobę.
- Nie dziękuję, mam wszystko co mi potrzeba. - powiedziałam uśmiechając się. Starsza kobieta odwzajemniła gest i sprawdziła kroplówkę po czym wyszła. W tym szpitalu pielęgniarki są na prawdę miłe. Dbają o mnie, przychodzą i pytają się czy czegoś mi nie potrzeba. Mogę z nimi nawet porozmawiać. Na prawdę ciesze się że trafiłam do tego szpitala a nie innego.
- Dzień dobry, jak się pani czuje? - powiedział doktor wchodząc do sali.
- Mogło być lepiej. - odpowiedziałam obojętnie. - Doktorze a jak operacja?
- Och, dobrze że pani spytała. Wszystko poszło po mojej myśli, nie było żadnych komplikacji, blizna nie będzie taka duża jak myślałem więc nie ma powodów do obaw. - powiedział sprawdzając moją kartę.

- Ile tutaj jeszcze zostanę? - zapytałam.
- Dwa lub trzy dni, musi pani zostać na obserwacji i badaniach. - powiedział doktor. Kiwnęłam głową.
- Mógłby pan zawołać tutaj Harry'ego? - zapytała lekarza. Ten lekko się uśmiechnął.
- Oczywiście. - powiedział i wyszedł z pokoju w którym po chwili znalazł się mój chłopak. Usiadł na krzesełku obok łóżka i splótł nasze palce razem.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Jak gówno, ale daje radę. - wysiliłam się na uśmiech. Harry westchnął i pokiwał głową.
- Nie martw się, ta suka zgnije w więzieniu. - powiedział lokowaty.
- Tak, ale to nie zmienia faktu że ona nie jest moją przyjaciółką. - powiedziałam a Hazz spojrzał na mnie z zdezorientowaną miną.
- Co? Po tym wszystkim ty nazywasz ją przyjaciółką? Czy ty siebie słyszysz?! - podniósł głos.
- Znałyśmy się od zerówki Harry! Wiele razem przeszłyśmy, znamy się jak nikt! - również podniosłam ton.
- Posłuchaj siebie dziewczyno, jak możesz nazywać przyjaciółką osobę, która chciała cię zabić, pomyśl trochę! - wykrzyczał.
- Normalnie, ona zawsze przy mnie była rozumiesz, zawsze! Kiedy nikogo nie było, kiedy pokłóciłam się z rodzicami lub kimś innym ona była i mnie pocieszała!
- Och zamknij się już, nie mam zamiaru tego słuchać jaka to ona nie była dobra. - powiedział obojętnie Hazz a ja skamieniałam.

- C-co? - zapytałam zszokowana. - Powiedziałeś że mam się zamknąć?! - poczułam jak do moich oczu napłynęły łzy.
- Nie Sandra, wybacz ja...
- Wyjdź, nie chce cię widzieć! Wynoś się. - Harry wyszedł a ja odwróciłam się na bok. Wpatrywałam się w okno gdzie z nieba spadały pojedyncze płatki śniegu. Pierwszy śnieg. Zaczęłam płakać.
- Sandra? - usłyszałam męski głos. Nawet nie mogę mieć chwili spokoju. - Mogę wejść?
- Ym ta, jasne. - usiadłam w pozycji siedzącej. Spojrzałam na Nicka.- Siadaj. - uśmiechnęłam się wycierając policzki. Nick usiadł na krzesełku gdzie wcześniej siedział Harry.
- Płakałaś? - zapytał przyglądając mi się.
- Nie, po prostu się wzruszyłam, zaczął padać pierwszy śnieg a ja leże w szpitalu. Widzisz? - pokazałam palcem na okno lekko się uśmiechając. Nick mi nie uwierzył, bo cały czas patrzał na moją twarz.
- Nie oszukasz mnie, powiedz prawdę Sandra. Znam cię nie od dziś. - powiedział. Westchnęłam.
- Pokłóciłam się z Harry'm. - powiedziałam.
- Tak myślałem, gdy od ciebie wyszedł dostał jakiejś furii i zaczął wyżywać się na biednej ścianie. Gdy pytaliśmy się go co się stało to nie chciał nic powiedzieć. - wyjaśnił brunet.
- Och. - tylko to udało mi się powiedzieć.
- Więc, wytłumaczysz mi o co chodzi? - zapytał patrząc na mnie.
- Nick, ja nie wiem czy powinnam..
- Sandra, możesz mi zaufać. - złapał moją dłoń. Spojrzałam w jego oczy.
- Och, no dobrze.. Więc, pokłóciłam się z Harry'm o Samanthę. - westchnęłam. - Powiedziałam że mimo tego co mi zrobiła to nadal jest moją przyjaciółką, znamy się szmat czasu. A Harry się wściekł i kazał mi się zamknąć. - powiedziałam.
- Dupek. - powiedział Nick.

- Racja, słuchaj wiesz może gdzie jest mój telefon? - zapytałam zmieniając temat. Nie mam zamiaru o tym dalej gadać.
- Nie mam pojęcia, wydaje mi się że został w domu. Jechać po niego? - zapytał.
- Nie no coś ty, przecież nie będziesz jechał taki kawał drogi po głupi telefon. - powiedziałam.
- Daj spokój, chociaż coś chce dla ciebie zrobić. Pojadę po niego, a coś jeszcze potrzebujesz? - zapytał wstając z miejsca.
- Och no okey, a jak już byś mógł to zabierz też mojego laptopa dobrze? - zapytałam a Nick uśmiechnął się.
- No tak, maniaczka internetowa. - zaśmiał się. - Przyniosę ci go.
- Nie jestem maniaczką. - skrzyżowałam ręce pod biustem.
- Tak tak, dobra ja jadę, będę niedługo. - powiedział i dał mi całusa w policzek. - Nie obrażaj się już. - powiedział i wyszedł. Położyłam się na łóżku.Niedługo święta a ja nie wiem nawet czy będę w stanie chodzić.
- Przepraszam ale przyniosłam pani obiad. - pielęgniarka postawiła na szafkę talerz z zupą. - Smacznego. - uśmiechnęła się i wyszła. Spojrzałam na jedzenie. Zjeść czy nie? Nie wiem, ale nie cierpię szpitalnego jedzenia, jest sztuczne i bez smaku. A może jednak..
Wzięłam talerz z szafki i postawiłam go na specjalnym stoliczku. Ułożyłam się wygodnie i posmakowałam dania. Nie było aż takie złe jak na szpitalne jedzenie, ale nie byłam głodna.

--------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie kochani! Trochę się rozpisałam, ale pisałam rozdział jak miałam chociaż trochę wolnego czasu ;) Jak tam mijają wam wakacje? Mi wspaniale :) Powróciłam już i startuje z blogiem z nową weną, mam nadzieję że się cieszycie :)  Piszcie swoje opinie w komentarzach i do następnego!
 Ps. Raczej scena z ratownikami mi nie wyszła bo nie znam się na tym, ale mam nadzieję że jest to znośne. 

Jeśli przeczytałeś/aś zostaw ślad po sobie w postaci komentarza! 
► Zostaw komentarz, to motywuje! c;
► Jeśli chcesz być na bieżąco, zaobserwuj!